Fotografia Monika Tomczak Betlejewska

Moja fotograficzna opowieść o Zanazibarze, Tanzanii i Masajach ...cz I.

the Tanzanian dream photo by Andrzej Dzwonnik
        Nie wiem czy dobrze robię zaczynając „opowieść” od tej fotografii? Jak to w świecie internetu bywa, jest, mogę to zmienić. Nam, Europejczykom, Polakom, Białym, Afryka kojarzy się z biedą. Większość fotografii, filmów, zaczyna się od  przestawiania Czarnego Lądu w postaci biednego dziecka oblepionego muchami. Czy i ja chcę podtrzymać ten stereotyp myślenia o mieszkańcach „Czerwonej Ziemi”? Zdecydowanie nie. Znajdziecie wśród moich fotografii zarówno historie z tzw „problemami życia codziennego” – któż ich nie ma? Myślę tu oczywiście o problemach związanych z codzienną egzystencją, ale i te zdjęcia, przy których uśmiechniemy się razem, powspominamy i może uronimy łzę. 

Jambiani 2024

the Tanzanian dream photo by Andrzej Dzwonnik
      Wylądowaliśmy na lotnisku 6 km na południe od Stone TownPo 20 – 25 godzinach lotu nareszcie wymarzony Zanzibar – Póki co Międzynarodowy Port Lotniczy Abeid Amani Karume (ZNZ) – w mieście Zanzibar na wyspie,  na wyspie Unguja, która jest częścią archipelagu Zanzibar. Trochę to skomplikowane, ale jesteśmy. Mamy już wypełnione podania o wizy. Tak wizy, bo w Tanzanii musimy mieć takie ważne dokumenty, które kosztują ok 50 dolarów od osoby.  Pan nas wita mapką wyspy i już wychodzimy z klimatyzowanego pomieszczenia w wilgotną, gorącą otchłań. Bez przesady jest, ok 22 wieczorem, chłodniej niż się zapowiadało. Czekaja na nas Joana i Samuel. Nowy masajski kolega. Pierwszy Masaj jakiego poznałem osobiście, co tam poznałem zobaczyłem na żywo. 
      Ok godziny jazdy wynajętą taksówka. Na Zanzibarze króluje  Toyota, to tak na marginesie. Był jeden Polak podobno miał białego Land Rover, ale jak głoszą pogłoski, nie najlepiej skończyła się przygoda Polaka i tego luksusowego autka. Tak jak wspomniałem to tak na marginesie. I o mały włos nie podzieliłbym losu tego bardzo poturbowanego samochodu. Moje, pierwsze kroki po „drewnianych schodach Jambiani” zakończyły się twardym lądowaniem na piaskach plaży nad Oceanem Indyjskim. O tym, może później.
      Stwierdzenie ok godziny jazdy jak się okazało na Zanzibarze, w całej Tanzanii ma swój wydźwięk.  W tamtych stronach Świata, czas, godzina, sekunda mają zupełnie inny wymiar. Zawsze wszyscy wszędzie zdążają, dojeżdżają, dochodzą. „pole pole” powoli – powoli – to maksyma każdego tubylca. O czym przekonaliśmy się za każdym razem jak próbowaliśmy coś zaplanować, przyspieszyć. Godzina odjazdu autobusu jest tylko przybliżoną i to bardzo, dotarcie to do pracy na godzinę taka czy inną wcale nie odznacza, że masz tam być o tym czasie. 
the Tanzanian dream photo by Andrzej Dzwonnik

the Tanzanian dream photo by Andrzej Dzwonnik

   Jak to kilkakrotnie powtarzałem, mój „Pierwszy Masaj” dziwacznie to brzmi, ale to prawda.  Mój kolega Masaj.  
   Z Samuelem mieliśmy super kontakt. Nasz i jego angielski był na tyle dobry,  pozwalał na swobodną komunikację. Z każdą chwila wspólnego spędzania czasu dowiadywaliśmy sie coraz więcej o życiu w „Masajskim Świecie” 
   Mogliśmy również podziwiać taniec Masajów w jednym z hoteli. Co poniektórzy nawet uczestniczyli w pokazie. I jak się okazało nie jest to łatwe.
  Nie obyło się bez spotkanie z „polską turystyką”. Zostawmy to.
  Masajowie, przynajmniej Ci na Zanzibarze uwielbiają tańczyć . 

the Tanzanian dream photo by Andrzej Dzwonnik

the Tanzanian dream photo by Andrzej Dzwonnik